Chyba każdy się zgodzi, że w rywalizacji pomiędzy studiami filmowymi, produkującymi filmy animowane, DreamWorks jest ciągle dwa kroki w tyle za genialnym Pixarem. Oczywiście ma na koncie kilka ciekawych propozycji jak "Shrek", czy "Kung Fu Panda", ale to Pixar zdecydowanie wygrywa czy to na polu technicznego dopracowania swoich produkcji, czy jeśli chodzi o ilość i oryginalność pomysłów na swoje nowe filmy (jak choćby Wall.e). Dlatego też do "Bee Movie" podszedłem bez entuzjazmu, jak do kolejnej zwykłej animki.

Muszę przyznać, że bardzo zaskoczył mnie ten obraz. Nie jest on oczywiście rewelacyjny, ale w porównaniu z poprzednimi produkcjami DreamWorks wypada naprawdę dobrze. Już sam pomysł na tą produkcję jest dość intrygujący i mocno zakręcony - pszczoły pozywają całą ludzkość do sądu za kradzież produkowanego przez siebie miodu. Mamy więc na początku mały dramat sądowy, światową aferę, kryminał i prawdziwe dochodzenie. Dodatkowo twórcy dodają jeszcze leciutką historię miłosną między pszczołą a kwiaciarką oraz krytykę korporacyjnego stylu życia. Trochę za poważne tematy jak na film dla dzieciaków? A skąd! Ten dziwny miszmasz nie dość, że jest strawny to jeszcze całkiem nieźle śmieszy pokazując życie pszczół w ulu (trzydniowe studia) oraz nasz świat widziany ich oczami. Sporą tego zasługą są fantastyczne dialogi napisane przez Bartosza Wierzbiętę - bezcenna scenka z komarem na szybie ciężarówki. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o dobrym polskim dubbingu i świetnym Macieju Stuhrze w roli Barry'ego.

7/10