Jak łatwo się domyślić film opowiada o pszczołach i ich ulu. Mimo udawania konserwatywnej korporacji ul to typowe socjalistyczne państwo idealne - z pracą dla każdego i centralnym zarządzaniem. Młody truteń Barry występuje natomiast wbrew "tradycji" i postanawia sam wybrać sobie zajęcie. Co więcej kiedy wylatuje z ula dowiaduje się że ludzie zabierają pszczołom miód. Postanawia więc bronić swoich robotniczych praw w typowo amerykański sposób - wzywa prawnika. Potem wchodzi jeszcze trzeci wątek - ratowania świata przed powstałym kryzysem miodowym. Oczywiście film kończy się przesłaniem, że każdy może zostać bohaterem.
Po przemyśleniu rozszerzę swoją wypowiedź. Nie będzie to nic odkrywczego ale cóż, ta animacja ma tylko jedno dno. "Film o pszczołach" wmawia nam jakie to wspaniałe jest państwo opiekuńcze i obywatelskie lenistwo. W Ameryce podobno zresztą w środowiskach "inteligenckich" bycie prawicowcem jest rzadkością. Jest to oczywiście łatwiejsze kiedy taki Seinfeld na oczy nie widział socjalizmu na żywo. Pszczela komuna to społeczeństwo zaawansowane i technicznie i organizacyjnie a wystąpienie przeciw niej może wyglądać na bezsensowne. Jeśli ktoś jednak nie jest pewien - tak, cała ta tandeta którą mamy w kraju to pozostałość po owym ustroju szczęścia.
Ja się z wypowiedzią zgadzam. Kryptoagitacja za ustawą o związkach partnerskich - homoseksualnych w końcowych sekwenjach, wątek sodomistyczny trwający przez większą część filmu. No i rzecz bijąca po oczach, oczywiście, dla zaspokojenia poprawności politycznej sędzina musiała być czarna. Niby śmieszne to co napisałem, ale jak się głębiej zastanowić to wcale takie śmieszne nie jest.
Wiele dziwnych treści i prawd przekazuje nam obecnie w sposób jawny lub za pomocą manipulacji współczesna telewizja i kino.
P.S. Można mnie nazywać oszołomem z Ciemnogrodu.
W czoło się puknij człowieku... Kolejny oszołom który w zwykłej bajce dla dzieciaków doszukuje się zakonu iluminatów...