początek świetny a dalej jazda bez trzymanki na skręcenie karku w kierunku całkowitej żenady, pustki, jałowości.
szkoda
Gyllenhaal jak zwykle taki sam.
wielkie rozczarowanie, przerost formy na treścią.....
chyba nie polecam
Skusiłem się jednak. I? Podzielam Twoje zdanie, dorzucając swoich pięć groszy. Bohater wżenił się w jakąś firmę z instrumentami finansowymi, a żona raz-dwa ginie w wypadku. Jasna sytuacja wyjściowa. Ale. No właśnie, cały niemal film to "uprawianie żałoby", takie "ale". Żałoby tyleż prawdziwej co symbolicznej, przy czym uprawia tyleż główny bohater co reżyser. Co robi? Układa opowieść ze zbyt wielu klocków o otrzymujemy przekombinowaną wersję "Niebieskiego". Sili się na oryginalność kosztem pogłębienia postaci i ich relacji. Zgrabne i nic więcej.
ale spójrz nawet na te relacje, jeśli możemy je tak w ogóle tak nazwać, jakież one są są? otóż potwornie powierzchowne. przecież między bohaterami zupełnie nie ma nic, nic nie iskrzy, te wszystkie gesty, pozy, rozmowy, zachowania są tyle efektowne co puste i miałkie, jak zresztą cały film.
jak mawiał inżynier Mamoń; " pustka i ddddłużyzny, aż chce się wyjść z kina" no ja wychodzę....
Początek był obiecujący, ale później dostaliśmy papkę w stylu "indie". Szkoda, bo był potencjał. Gdyby nie obecność Gyllenhaala to przestałbym oglądać w połowie.
Powierzchowne, bo nie rozdziera szat i nie krzyczy z rozpaczy? Być może nigdy nie przeżyłeś tak wielkiej straty, ale właśnie tak to wygląda. Jest pustka i poruszanie się siłą inercji. Pozornie bezsensowne zachowania. Zamrożenie świadomości i czasu. Jest to jeden z niewielu, bardzo niewielu filmów, który tak rewelacyjnie oddaje ten stan. To mistrzowska kreacja. A że nie iskrzy między bohaterami? Sorry, to nie Brigit czy Nothing Hill
pytanie czy dla bohatera to była wielka strata?
sorry ale pojadę trochę po bandzie,
gwarantuję Ci, że każdy, nawet zupełnie niezdolny reżyser
będzie w stanie nakręcić film w który na początku
zaznaczy, że główny bohater stracił bliską mu osobę i na ekranie nie
będzie działo się nic, pustka, przerywana od czasu do czasu bezsensownymi dialogami
i jeszcze głupszą akcją(jeśli w ogóle można ja tak nazwać)
no i mamy arcydzieło, bowiem właśnie tak wygląda przeżywanie wielkiej straty.
no wybacz
ja wolę niebieski k.Kieślowskiego choć też wybitnym filmem nie jest
też tak myślę, bowiem u Ciebie to bardziej projekcja tego co byś chciał widzieć w tym filmie, niż to co w nim rzeczywiście jest, a jest cholernie zmarnowany potencjał....
Dokładnie, również nie polecam, początek moim zdaniem nawet zachęcający, ale szybko można dojść do wniosku, że nie mamy do czynienia z arcydziełem.
Zgadzam się. Film można podzielić na kilka aktów. Jakby scenarzysta miał jakąś wizję i kolejno myślał: 'Jeb-wypadek. Smutek. Może dodam mu jakąś kobietę. Śmiesznie śmiesznie. Ale po co ta kobieta i hmm o czym to miał być ten film? Może niech bohaterowie pogadają. Dobra już chyba nie chce mi się myśleć. Koniec'.
Dla mnie to on w ogóle świetnie się nie zapowiadał. Kolejny nudny film o niczym, który rodzi pytanie: po co?
Czyli, że się ze mną zgadzasz, że ten film to właśnie jajco, czyli taki śmierdzący zbuk?
podaj teraz adres i imię i nazwisko kaleko
oczywiście że tego nie zrobisz bo trzęsiesz się ze strachu
imię i nazwisko trzęsi portku
odważny bo w domu i kiedyś się zdziwisz obiecuję ci to
moja mama nie żyje od 30 lat
Tak jest w sumie z tym filmem, wydaje mi się że skończył się mimo wszystko na rozwałce, podczas gdy etap budowy dopiero się zaczyna i nie będzie on jedynie usłany uśmiechami i beztroską, nie wiem po co tam wątek tego syna. Zabrakło pomysłu co z tym dalej zrobić, ale przynajmniej szybko zakończono.